To jest strona archiwalna - aby przejść do aktualnej wersji, kliknij tu: urszulanki.szkola.pl
Post scriptum z Filipin
Mam na imię Zuzanna i jestem uczennicą drugiej klasy Liceum Ogólnokształcącego Sióstr Urszulanek SJK w Pniewach.
Szkoła ta od kilku lat jest zaangażowana w Adopcję Serca, o której pragnę Wam opowiedzieć.
W pierwszej klasie Siostra Teresa opowiedziała nam o możliwości zaadoptowania dziecka na odległość, co dla niektórych z nas brzmiało mało poważnie, choćby przez obraz wykreowany za pomocą mediów. Słysząc hasło „a d o p c j a n a o d l e g ł o ś ć ” można mieć przed oczyma obraz znanych aktorów i piosenkarzy tulących przed kamerą małego Murzynka, któremu postanowili bohatersko ocalić życie i zapewnić rozwój. Obraz ten, często bombastyczny, może zrodzić wątpliwość, czy w naszym przeciętnym życiu adopcja na odległość ma w ogóle sens? Czy faktycznie jest formą pomocy, czy też charytatywną legendą sprzedawaną w telewizji?
W obecnych czasach mieszkańcy dalekich, często bardzo ubogich krajów borykają się z ogromnymi problemami. Ciężką sytuację odczuwają szczególnie dzieci, które nie mają możliwości nauki, co przekreśla ich rozwój już na starcie. I nagle w świecie pozbawionym blasku fleszy, na lekcji religii pada pytanie:
- Czy chcecie pomóc takim ludziom?
Nie mieliśmy wątpliwości, że chcemy podjąć to wyzwanie i w miarę możliwości włączyć się w Adopcję Serca. Jak wygląda to w praktyce?
Raz w miesiącu wpłacamy drobne sumy na utrzymanie, naukę i wszelkie potrzeby dziecka. Pieniądze te raz na dwa miesiące wysyłane są do jednego z krajów misyjnych. Dzięki tym drobnym ofiarom zawsze uzbiera się kwota, która wystarczy na pokrycie miesięcznych kosztów związanych z rozwojem naszego podopiecznego.
Przy okazji przedstawiam Wam Janice, śliczną i niezwykle spontaniczną, dziewięcioletnią Filipinkę. Wybór nie był przypadkowy – na Filipinach posługę misyjną pełnią siostry ze zgromadzenia Urszulanek, które doskonale znają potrzeby filipińskich dzieci.
Początki adopcji były proste. Wszyscy bardzo chętnie płaciliśmy, wysyłaliśmy kartki świąteczne, pamiętaliśmy o niej w modlitwie. Z czasem jednak już nie było tak łatwo. W Adopcję Serca łatwo wkradają się rutyna i zapomnienie. Pragnę Wam jednak powiedzieć, że świadomość tego, że egoizm może być powodem zaniedbania „naszego” dziecka motywuje nas do pokonywania własnych słabości.
Adopcja Serca jest nie tylko pomocą finansową. To również głęboka więź jaka łączy nas z Janice i jej rodziną. Dzięki kontaktom, jakie mamy z siostrami misjonarkami, możemy doświadczyć jej radości i życzliwości, a na zdjęciach, które czasem dostajemy, zawsze widać szczery uśmiech.
Wyobraźcie sobie, że ten uśmiech może gościć na tej czy innej twarzy również dzięki Wam!
W liście od mamy Janice, Anity, możemy przeczytać: „Kochani dobroczyńcy, dziękuję Wam za wsparcie, jakim darzycie moją córkę. My, jako rodzice, jesteśmy bardzo wdzięczni za Waszą pomoc. Niech Was Bóg błogosławi”. Czytając taki list, (który brzmi prawie jak wyjęty z Biblii) można poczuć, że po kropce są kolejne słowa. Uradowani tym, że większa jest przyjemność z dawania aniżeli z brania, w głębi siebie czytamy dalszy ciąg wiadomości, post scriptum napisane ciepłem serca. Post scriptum z Filipin.
Zuzanna Brodowska, II LO