To jest strona archiwalna - aby przejść do aktualnej wersji, kliknij tu: urszulanki.szkola.pl
O wycieczce gwarowo i na wesoło – czyli rajzy w Długich!
Pierwsza lekcja po wycieczce. Nie dość, że na 8:00, to jeszcze język polski. Nie dość, że polski, to jeszcze z wychowawczynią, którą się całą wycieczkę u boku swego miało.
Z punku widzenia tejże wychowawczyni zdanie to brzmiałoby: Nie dość, że polski, to jeszcze z klasą, którą się cały weekend oglądało. Przyznacie, że dość patowa sytuacja. Rozwiązaliśmy ją po wielkopolsku… to znaczy sięgnęliśmy po język przodków te ziemie zamieszkujących i spróbowaliśmy usłyszeć, jak przy użyciu gwary poznańskiej nasze wrażenia wybrzmią. Poczytajcie – wydaje się, że nie najgorzej nam poszło.
Rajcujące rojbry
Wyjechaliśmy ze szkoły po 9:00, dotarliśmy na miejsce koło 11:00. Wypakowaliśmy lumpy i usiedliśmy na ryczkę. Pierwszą atrakcją była żaglówka, która strasznie się lyrała. Po południu poszliśmy na strzelankę, na której bardzo się omurzyliśmy. Skatajeni wróciliśmy do pokoju i umyliśmy nasze sznupy. Na szczęście w pokoju nie mieliśmy żadnego szuszwola, a jedynie szałaputa Maksa, który wyćpił przypadkiem bryle do jeziora na kajakach. Wieczorami brechatliśmy się w jeziorze w bezpiecznych kapokach. Na imprezę dziewczyny wypindraczyły się niemiłosiernie. W nocy rajzowaliśmy po pokojach. Skatajeni i zadowoleni wróciliśmy na swoje landy.
Zuzia, Olivier, Maks.
3A rajzuje
Rozpakowaliśmy swoje klunkry, a później poszliśmy bachać się w wodzie. Niestety nie wszyscy mieli badejki, ale to nie przeszkadzało im brechtać się w wodzie. Potem gibaliśmy się na kajakach. Zuzia bręczała aż Maks zgubił swoje bryłę, które wpadły w chęchy, a Zuzia uhajtnęła Kubę wiosłem. Wszyscy byliśmy skatajeni po kajakach, ale poszliśmy wypindaczeni na dyskotekę.
Halszka, Julia, Jakub
Land latoś
Wyjechaliśmy w piuntek o 9:00. W autobusie gwarno, co chwila ktoś się chichrał, niektórzy garowali. Na miejscu dostalimy fifny pokoik po sześć wyrek w każdym. Szypnuśko żeśmy sznupy obmyli i na obyjad głodni poszli. Maria szuszwol się jedzą uślumprała i pory musioła zamieniać. Potym się w badyjki przebraliśmy i bachać się do jeziora poszliśmy. Z wieczora dylaliśmy i kiełbasy z ognicha spucneliśmy. Na kuniec niektórzy już brynczeli, ale wszyscy zadowoleni wrócili.
Kamila, Marysia, Dominika, Piotrek
Rajzy w Długich
Przyjechaliśmy i rozpakowaliśmy swoje lumpy. Po żeglowaniu poszliśmy na futer i były tam pyry i chabas. Po lasertagu poszliśmy bachać się w spodenkach bo nie mieliśmy badejek. W kiblu była funcka z czujnikiem ruchu. W ośrodku był duży kejter. Kajakami wpływaliśmy w chęchy. Na śniadanie były sznytki. Klara świeciła bardzo mocno w oczy. Musieliśmy posprzątać pokój na glanc. Wycieczka minęła szybko i przyjemnie.
Szumi, Kryspin, Sid
Niestety nie wszyscy z naszej klasy byli na wycieczce – niektórzy zostali na piątkowych zajęciach w szkole. Co się u nich działo? Poczytajcie!
Dycht rychtyg dzień
Nasza klasa pojechała do bamrejewa, a my zaoszczędziliśmy bejmy. Nikt z nas nie poszedł na blałę. Na początku chichraliśmy się dużo na angielskim. Potem rug cug biegliśmy na informatykę, a zes sobą taśtaliśmy plecaki. Wew przerwie śniadaniowej Maja zpałaszowała jabzo, przez które zaczął ją boleć bieloch. Dzień minął szybko i przyjemnie.
Hania, Maja, Ola, Dawid i Konrad
Prawda, że gwara daje dużo radości? Używajmy jej więc, żeby nie zanikła.
s. Bogusława Belok