To jest strona archiwalna - aby przejść do aktualnej wersji, kliknij tu: urszulanki.szkola.pl
Łagów Lubuski, czyli... o deszczu słów kilka
Och! Cóż to był za wyjazd! - powiedział każdy z uczestników (czytaj: klasa II liceum) wycieczki do Łagowa w dniach 13-14 czerwca. I wcale nie mieli na myśli pogody.
Do miasteczka dojechaliśmy już po godzinie 9, więc tuż przed 10 zaczęliśmy zwiedzać zamek Joannitów (jak tylko udało nam się poszukać czegoś nieprzemakalnego). Przewodnik zafundował nam powrót do czasów etosu rycerskiego, kiedy to normą była komnata zwana katownią. W bardzo oryginalny sposób przedstawiał nam historię zakonu i ziemi lubuskiej, często aż tak dobrze, że mogliśmy poczuć się jakbyśmy naprawdę byli w średniowieczu. Niestety, wszystko co dobre i zabawne musi się skończyć...
Z wielkim żalem pożegnaliśmy więc mury blisko tysiącletniego zamczyska i udaliśmy się do „hotelu” (ilość gwiazdek do dziś owiana jest tajemnicą), położonego zaledwie 100 m od jeziora Łagowskiego. Chwilę wolnego czasu poświeciliśmy na rozpakowanie, podładowanie akumulatorów po wyczerpującej podróży w realiach Joannitów i rozważania (licznych jak igieł na skorupie jeża – cytat przewodnika) na temat historii zakonu, które na jakiś czas zawładnęły naszymi umysłami (podobnie jak pewna kobieta, pewnym mnichem).
Następnie rozpoczęliśmy zwiedzanie miasteczka, z chwilą przerwy na obiad w lokalnej restauracji. Weszliśmy na wiadukt, na którym nagrywane były sceny do słynnego filmu Jak rozpętałem drugą wojnę światową. Liczyliśmy na spotkanie niejakiego Grzegorza Brzęczyszczykiewicza z Chrząszczyrzewoszczyc, powiat Łękołody, ale widocznie pogoda odstraszyła wojaka.
Po powrocie do ośrodka postanowiliśmy wykorzystać fakt, że nie pada i popływać na kajakach i rowerach wodnych. Liczne pająki odstraszały piękną część naszej grupy, jednak w końcu udało nam się przekonać Mateusza, aby usiadł z tyłu roweru. Po blisko dwugodzinnych manewrach na wodzie, zmęczeni i mokrzy udaliśmy się na kolację.
Wieczorem czas umilały nam takie klasyki jak Nie płacz Ewka..., choć przy gitarze śpiewaliśmy biesiadne piosenki, jak również tworzyliśmy własne. Kibicowaliśmy Włochom i Belgom w meczu turnieju EURO2016 (wygrali makaroniarze, bo Zuza kibicowała Belgom).
Poszliśmy spać wraz z nastaniem ciszy nocnej, aby następnego dnia pełni sił i wigoru sprawnie przemieszczać się po przeszkodach, które czekały na nas w parku linowym. W owym miejscu spędziliśmy bardzo aktywnie czas i przekonaliśmy się, że dziewczyny z naszej klasy to na pewno nie słaba płeć. Wędrówki na takich wysokościach dostarczyły wrażeń wielu, nawet naszej kochanej Pani Elwirze.
Zmarnowani weszliśmy do busa i po modlitwie wyruszyliśmy w drogę do domu. Oczywiście z deszczem. Ach!
Błażej CZEKAŁA