Wydrukuj tę stronę

Gerwazy pod krawatem z betoniarką w tle, czyli o "Panu Tadeuszu" w Teatrze Nowym

       Pan Tadeusz Mickiewicza – musimy czytać? A dlaczego to jest wierszem? Takie  długie? I nudne! No ale „ ogwiazdkowane”…

      Pan Tadeusz (ten sam, o którym mowa była akapit wyżej) w reżyserii Mikołaja Grabowskiego na deskach Teatru Nowego w Poznaniu – świetny! Wciągający! Za długi? Nie… skąd by znowu! Szkoda tylko, że poloneza nie było.

           Poloneza  nie było – to jeden z nielicznych zarzutów, jaki młodzi teatromani obejrzanej sztuce stawiali. Za to wrażeń i spostrzeżeń pozytywnych było co niemiara. Tym bardziej, że zajmowaliśmy pierwsze rzędy i każdy szczegół można było wypatrzyć, w interakcje liczne z aktorami wchodzić. Zachwyciły nas części wokalne spektaklu, szczególne uznanie zdobył grający Jankiela Michał Kocurek, a wyśpiewana chóralnie Inwokacja niejednego wzruszyła. Nie, żeby było tylko podniośle i wzruszająco, wręcz przeciwnie. W Teatrze Nowym odkrycie zostało uczynione, że Pan Tadeusz to utwór niepozbawiony humoru, i to jeszcze jakiego! Gdyby któryś uczeń podsłuchał, jakie salwy śmiechu wybuchają na widowni, na pewno by nie podejrzewał, że to podczas słuchania trzynastozgłoskowca – oczywiście odpowiednio wypowiedzianego, a i towarzyszący temu ruch sceniczny nie był bez znaczenia.

      Z teatru wyszliśmy pełni nie tylko wrażeń, ale także pytań. Po co ta betoniarka na scenie?  A to pomieszanie stroju staropolskiego ze współczesnym? No i pytanie – zarzut: dlaczego nie było poloneza? Te i inne niewiadome rozgryzaliśmy w kolejce po kurtki, w drodze do autokaru, podczas podróży i w szkole na lekcjach. I mogą sobie recenzenci teatralni narzekać, że spektakl Grabowskiego to danie odgrzewane, ale widok rozdyskutowanej młodzieży i tak jest najlepszym dowodem na to, że warto było. Okruchy z tych dyskusji próbowałam tu zebrać, jako że tylko w mowie zostały wyrażone. Tym bardziej dziękuję Błażejowi z 2b, że zechciał mnie słowem pisanym wesprzeć. A zatem… Błażej, co masz na temat spektaklu do powiedzenia?

     Parę słów ode mnie na temat spektaklu... Nie udało się 13-zgłoskowcem niestety...
(Dopowiadam: ale udało się w rytmie rapowania i tak właśnie należy poniższy tekst przeczytać. Czyżby wpływ scenicznej wersji księdza Robaka?) Ten Mickiewicz to jednak geniusz był. Ten Spektakl doprawdy zacnym wspominam, i już wam śpieszno o nim opowiadać zaczynam. Reżyser epopeję naszą na warsztat wziął i dla młodych sprawnie przełożył ją. Kto widział, ten wie i potwierdzić może, że pokazała się w dotąd nieznanym kolorze, humorem bez mała rzucali aktorzy, a i sprawnie wykorzystali swój dar Boży, bo i granie im wyszło nader wspaniale, bo grali emocji i... ciała nie żałując wcale, zatem komizm Tadeusza był oddany idealnie, na pewne sprawy spojrzano realnie...współcześnie rzekłbym, lecz po co te słowa, wszakże jest to jednak epopeja narodowa, a naród nasz jak... kot trochę szary, trochę bury, lecz gdy zechce kultury... Ja wolę wybrać tę ludzką, przystępną, jak ta właśnie sztuka, a TAK przedstawić Mickiewicza to... No właśnie... Nie lada sztuka!

      Na koniec pozwolę sobie na refleksję polonistki z naprawdę już dość długim stażem: Nie przypuszczałam, że dożyję kiedy tej pociechy, gdy księgi Wieszcza trafią pod strzechy….  No dobrze, powiem prościej i bez przypowieści: usłyszeć od uczniów, że nie żałują 180 minut z Panem Tadeuszem i że warto było wcześniej tę lekturę poznać, by teraz pełniej spektakl odebrać – toż to prawdziwy balsam na belferskie serce i jeszcze jeden dowód na to, że warto było taką sztukę w poznańskim teatrze wystawić.

s. Bogusława Belok