Wydrukuj tę stronę

Wspomnienia z Trzęsacza

W jeden z majowych weekendów grupa dziewcząt wraz z s. Edytą wybrała się do Trzęsacza, aby pogłębić swój kontakt z Bogiem jak i również z drugim człowiekiem.

Jednak zacznijmy od samego początku…  

 Podróż do naszego celu - dla niektórych okazała się nie lada wyzwaniem. Z uporem, determinacją i dobrym nastawieniem dojechaliśmy do reszty rekolekcjonistów. Tam spotkaliśmy się z życzliwością, dobrocią i otwartością. Wspólne posiłki pozwoliły nam siebie wzajemnie poznać. Nie pomyślcie, że tylko się objadaliśmy, wręcz przeciwnie ten weekend był dla nas ciężką pracą. Zrzucenia maski starego człowieka i pozwolenia, aby Bóg odnalazł w nas kogoś pięknego. Konferencje z duchownymi, ale również z Państwem Wojciechowskich wiele nam uświadomiły. Mogliśmy na chwilę zatrzymać się i zastanowić się nad swoim życiem, przeszłością, teraźniejszością i tym co nas czeka. Hasła „ rzucane” przez prelegentów niejednego zmusiły do refleksji. Po co tu jestem? Czy osoby zranione nie maja prawa do miłości? Czym jest miłość? Każdy miał szansę zrobić swój wewnętrzny rachunek sumienia. Również spotkania w grupach pozwoliły nam poznać zdanie innych na temat miłości, czystości czy małżeństwa. Odpowiedzi różniły się od siebie, ale co było w nich piękne to fakt, że płynęły z głębi serca. Eucharystia, sakrament spowiedzi świętej czy modlitwa o uzdrowienie zbliżyły nas jeszcze bardziej do Boga, do Jego Miłosiernego Serca.

Zapytacie jaki był to czas?
Mogę śmiało powiedzieć, że to były piękne dni. Przepełnione modlitwą i wielką przemianą. To był czas cudów.

Osobiście zdecydowałam się pojechać na te rekolekcje, bo czułam w sobie wewnętrzny głód. Codzienne życie nas przytłacza, często nie wiemy jak postępować, aby nie pochłonęła nas rzeczywistość. Ten czas pozwolił mi wiele zrozumieć. Sama nie jestem w stanie sobie pomóc. Bóg każdego dnia toczy o mnie ogromną bitwę, niczym na ringu. On stworzył mnie beze mnie, ale nie zbawi mnie beze mnie. Może to wydać się dziwne, a tym bardziej nielogiczne, ale tak właśnie jest. Trzeba zdjąć maskę i żyć na nowo. Pozwolić, aby nasz Ojciec działał. Wiem, że jestem Jego arcydziełem, jedynym, niezastąpionym. On ma moc leczenia moich, Waszych ran. Przeżyć które nie jeden raz doprowadziły nas do łez. Kiedyś miałam inny obraz miłości. Teraz wiem, że miłość to nie uczucie- ono mija a miłość trwa. Każdy z nas inaczej ją postrzega. Potrzebujemy jej, aby prawidłowo wzrastać. Wokół nas jest tak dużo miłości nieprawdziwej, że przestajemy wierzyć, że miłość prawdziwa istnieje. Ona jest pewnym oddaniem, zobowiązaniem, aktem naszej woli. Związek czy małżeństwo powinniśmy budować na Bogu. On jest fundamentem i pojęciem naszego szczęścia. Zdawało by się, że pojechałam na jakieś tam rekolekcje i nic już nie muszę robić. Rzeczywistość jest zupełnie inna. Każdego dnia walczę o siebie o własną godność. O to, aby nie zapomnieć, że jestem kochana, że jestem narzędziem w ręku mojego Pana.

Podsumowując tę  refleksję pragnę podziękować wszystkim uczestnikom tych rekolekcji. Wielkie słowa uznania dla księży, bez których to spotkanie nie miało by miejsca. Dla trzech wspaniałych Sióstr zakonnych, które swoją obecnością dodawały nam otuchy. Oczywiście nie możemy zapomnieć o s. Małgorzacie, dzięki której nasza podróż przebiegła o wiele przyjemniej i szybciej. Wiem, że po coś Bóg nas tam posłał. Ma wobec nas wielki plan, plan naszego zbawienia.
Sylwia Chojnacka

Zaproszamy na na stronę RCS-u, gdyby ktoś chciał dowidzieć się więcej na temat Ruchu i nie tylko...